Jak rękodzielnicy niszczą się nawzajem, czyli poradnik jak nie być dzbanem.

Nieco przewrotny tytuł, ale nie mogłam się powstrzymać. Nie wiem drogi czytelniku na ile mnie znasz i czy czytasz mnie regularnie. Czy kupujesz moją biżuterię, albo tworzysz z moich tutoriali, czy czasem przypadkiem tu wpadniesz. A może trafiłeś tu z jakiegoś nieznanego mi algorytmu, czy powiązań z google. Przedstawię się – Jestem Justyna tworzę Rękodzieło. Tak, Rękodzieło z wielkiej litery. Opowiem Ci dzisiaj przykrą sprawę, może nawet dam Ci trochę do zastanowienia, ponieważ powiem Ci jak rękodzielnicy niszczą się nawzajem. Oraz odpowiem na ważne życiowe pytanie o tym jak nie być dzbanem.

Jestem na kilku grupach rękodzielniczych. Może nawet kilkunastu. Ze względu na sporo obowiązków nie wszystkie śledzę na bieżąco i nie wszystkie czytam od deski do deski. Ale, ale jak każdy dobry znawca tematu wiem, co w trawie piszczy, bo często zostaję oznaczona pod jedną, albo drugą gównoburzą. Nie wiem jak to jest w innych branżach. Nie wiem czy w branży motoryzacyjnej wybuchają skandale w stylu “Panie dej mnie to porshe za tysiaczka, to kupie”, albo “oj oj, chyba Pani zwariowała z ceną tego almette, jak za dwójkę to wezmę, jak nie to goń się”. A już na pewno nie słyszałam o akcji pomiędzy grześkiem, a prince polo, które wykonywały potajemnie kopiowane wafelki na zamówienie. Jeśli nie jesteście w grupach rękodzielniczych, a tworzycie rękodzieło, to polecam jednak do kilku wpadać co jakiś czas. Choćby żeby zerknąć czy ktoś nie handluje Waszymi zdjęciami. Ale do rzeczy, bo znowu odbiegam.

Gównoburze – tematy:

  • Jedna Pani drugiej Pani ukradła projekt – czasem projekt jest podobny, jednak tak prosty, że większość znanych mi rękodzielników zrobiłaby go w środku nocy, z zamkniętymi oczami recytując Pana Tadeusza. Jednak czasem faktycznie jest niefajnie i widać ewidentną kradzież. Szczerze tych drugich przypadków jest  dużo mniej, a kiedy są, trzeba faktycznie reagować wiadomościami prywatnymi.
  • “Co mi tu Pani jakieś girlandy, krzyże, filiżanki z kawą sprzedaje jak to takie paskudne” -mama zawsze mi mówiła, że gust jest rzeczą nie wpadającą w kwestie dyskusji. Jeśli nie podoba Ci się dana rzecz to możesz zrobić 3 rzeczy:

a) olać taki post sikiem prostym i stwierdzić, że całe szczęście ta Pani nie zbiera kasy na małe kotki, więc nie musisz tego kupować i potem modlić się żeby spodobało się babci.

b) stwierdzić “o słodki Panie jak dobrze, że moi przyjaciele mają gust podobny do mnie i nie grozi mi powieszenie czegoś takiego na ścianę, ale na wszelki wypadek, żeby więcej tego nie widzieć odobserwuję ten post, czy też osobę”. Niestety w naszym środowisku dochodzi również do:

c) czyli komentowanie wszystkiego jak leci w sposób niewybredny. I mam dla Was taki przykładowy komentarz (autentyk): “Panią to chyba posrało, że pokazuje takie paskudztwa. Nawet za darmo bym tego nie wzięła, idź to szkaradztwo schowaj do szuflady”. Tutaj moi drodzy zaczyna się własnie gównoburza nr 2. Bo komentarze dzielą się na te broniące pracy i tych broniących imbecyla z komentarza. Tak, uważam, że tak chamskie komentowanie to brak klasy.

  • “A przepraszam bardzo, Pani się tu ogłasza, a działalność jest? US wie, że sprzedajesz? Bo jak nie to ja chętnie im o tym opowiem” – uwielbiam grożenie zgłoszeniami do US. Niżej upaść się nie da.
  • “Gdzie za taką bransoletkę tak mało/dużo? Zwariowałaś” – i to jest właśnie to, na czym troszkę chcę się zatrzymać. “Troszkę”… już Wy wiecie jak u mnie wygląda troszkę 😀
  • Mamy czas kwarantanny, pandemia nawiedziła świat i sprawiła, że wiele osób zamknęło się w domach oraz w sobie. Pogubiło się, straciło sens i ogólnie jest słabo i ciężko. Ludzie się kłócą, chcą wyjechać do San Escobar choćby na 5 minut, a nie mogą, bo lotniska zamknięte. Jednak jest i druga grupa ludzi – tacy, którzy stwierdzili, że statek trochę tonie, wiec albo go załatam i się przebranżowię, albo szczury zabiorą moje łodzie ratunkowe i utonę razem z tym Titaniciem. I to jest też rzecz, o której też chciałabym powiedzieć nieco więcej. Bo dzisiaj jedna sytuacja sprawiła, że postanowiłam nie przespać nocy i napisać ten tekst.
Fot: Krzysztof Ochman

Także poruszę temat 4 i 5. Weźcie kawę, albo melisę, bo będzie grubo.

Otóż tak, trafiłam ostatnio na mega dyskusję. Jedna z moich znajomych grzecznie zapytała na ile wycenić kolczyki sutaszowe, bo nie jest pewna, a nie chce szkodzić NAM WSZYSTKIM zaniżając ceny. Moim zdaniem to bardzo dobry odruch. Też miałam kiedyś problem z wycenianiem rękodzieła. Niestety, pod postem zawrzało. I to nie od pozytywnych komentarzy w stylu “dziewczyno, ale ekstra biżu – ceń się na milion złotych monet”. Nie…

Pojawiły się komentarze, ,że w sumie to spoko, ale że to tylko kolczyki i że tak max 50 zł. Kiedy zobaczyłam ten komentarz sama chciałam być Panią z przytoczonego punktu nr 2, ale cale szczęście doświadczenie życiowe i praca spowodowały, że z gorąco krwistej Justyny stałam się osobą biorącą 3 głębokie wdechy. Moje wdechy trwały tyle, że gównoburza zdążyła się rozrosnąć na kilkanaście komentarzy o tym, jak to nie cenimy rękodzieła vs o tym jakie to drogie i że bym tego nie kupiła.

No ok. Całe szczęście mamy wolny rynek nie musimy kupować niczego co jest dla nas za drogie, albo brzydkie. Tylko widzicie takie opinie są jak dupa – każdy ma, tylko po co od razu pokazywać? Jeśli Cię nie stać, to po prostu Cię nie stać, ale czy to znaczy, że coś jest za drogie? Czy kupując sushi za 100 zł, które zjesz w 20 minut nie masz przeświadczenia że “o mamuniu własnie zjadam 100 zł banknot”? A kupując biżuterię w tej samej cenie myślisz sobie “Jezus Maria, pogrzało babę, zrobię sobie sama, bo gdzie to tak 100 za kolczyki”.

O tym co wpływa na cenę biżuterii można dyskutować i uczynię to w następnym wpisie, bo wydaje mi się, że sami traktujemy rękodzieło mocno przedmiotowo. Ale dzisiaj chcę się przyjrzeć właśnie temu – dlaczego wydaje nam się że wszystko wiemy najlepiej? Że jak sami nie umiemy sprzedać czegokolwiek, to reszta też nie może?

Nie będę udawać – utrzymać się z samej sprzedaży biżuterii, kiedy nie ma się wyrobionej marki, jakości, indywidualnych, charakterystycznych produktów jest bardzo ciężko. Na to trzeba pracować latami. Serio – latami. Trzeba być marketingowcem, handlowcem, specem od Social Media, czasem modelem, fotografem, artystą, rzemieślnikiem, twórcą strony i sklepu, strategiem, ogarniaczem mody itd. Także często kiedy widzę komentarze w stylu “Ej Mariola – dlaczego mi się te bransy nie sprzedają? Ładne, po 20 zł a nikt tego nie kupuje.” Zazwyczaj dlatego, ze nikt ich nie widzi, albo zdjęcia straszą jakością. Kupujemy oczami. Nawet w sklepach odzieżowych walą w nas specjalnym oświetleniem i wyszczuplającymi lustrami (co w moim wypadku przyprawia o zawał serca)

Jedynymi rzeczami, które wpłyną na sprzedaż jest… sprzedaż 😀

Podejście do niej i do swojego produktu. Jeśli sam nie wierzysz w swój produkt dlaczego ktoś miałby chcieć go nosić? Twoja biżuteria ma krzyczeć, że jest ekstra. Ma być tak zrobiona, że ma krzyczeć i nie mieć wątpliwości. Jeśli coś Ci nie wyszło, to albo prujesz, albo dajesz swojemu misiowi, ale na pewno nie wystawiasz tego taniej, bo może ktoś kupi, a szkoda tych 40 godzin pracy. No way, nie szkoda. Nie szkodź sobie sam, bo zaniżanie cen za niższej jakości produkty może robić Ikea, ale nie Ty.

Cały ten mój wywód zaczął się od koleżanki, która chciała dobrze. Chciała się dowiedzieć w jakiej cenie może sprzedać swój produkt. Nie wiem jak u Was, ale u mnie się to nazywa badanie rynku i sprawdzenie grupy docelowej. Czyli początki prowadzenia biznesu, bez którego nie ma możliwości, by gdziekolwiek ruszyć. Nie ma nic złego w pytaniach, dowiadywaniu się. Tak powoli buduje się swoją markę, wycenia produkty i określa czy jest na nie popyt. Jednak jeśli robisz to w grupach typu “rękodzieło coś tam coś tam” to jak widać musisz liczyć się także z komentarzami zazdrosnych koleżanek, które nie tylko nie będą chciały Ci pomóc, ale wręcz sprowadzą Cię do poziomu jądra ziemi – czyli bardzo głęboko w dół żebyś się nie wygrzebała. Wiem, że teraz wkładam kij w mrowisko, ponieważ mój blog czytają głównie rękodzielnicy. Ale jeśli ktokolwiek wyciągnie z tego wniosek zamiast się oburzyć – to warto.

Fot: Krzysztof Ochman

No i punkt 5, który poruszyłam – pandemia i łatanie statku. Przykład również z grupy rękodzielniczej.

Rząd nakazał nam noszenie maseczek. Co o tym myślę zostawię dla siebie, bo nie o tym ma być wpis. Ale skoro już mamy je nosić, żeby nie dostać mandatu od Panów sprawdzających porządek, to chcemy żeby te maseczki przynajmniej nas nie wkurzały. A są też tacy, którzy stwierdzili, że mogą nawet podkreślić styl. No bo wiecie taki korpo Pan z Domaniewskiej chce mieć ładną, dopasowaną do butów czy koszuli. Pani z kwiaciarni woli taką w kwiatki itd. Do brzegu Justyna –  na jednej z grup pojawiły się szydełkowe maseczki. Pierwsze co pomyślałam na ich widok to: “o cholera – ładne to jest. W sumie spoko, że dziewczyna znalazła sposób żeby ratować swój biznes. Good for her.” A potem – jak to kiedyś powiedział Abelard Giza: “świat zwalnia” – zobaczyłam komentarze. Gdyby to była tylko wątpliwość w ich skuteczność, to jeszcze bym nie dyskutowała. Ale nie. Według komentujących chodziło o to, że ta podła dziewczyna, którą pochwaliłam w myślach postanowiła zarabiać na nieszczęściu innych ludzi. Dorobić się na ciężkich czasach i jeszcze jest z tego dumna. Opadły mi witki, opadły mi resztki wiary i ogólnie wszystko mi opadło.

ZARABIAĆ NA NIESZCZĘŚCIU INNYCH?

Ale jak? Gdzie? Otóż moi drodzy, ona powinna te maseczki sztrykować wiele godzin, a potem oddawać ludziom za darmo w imię społęcznej solidarności i wsparcia walki z pandemią. Bo tak teraz wypada. A że cena materiałów, projektu, czas wykonania to już nie jest istotna, bo liczy się dobro wspólne mieszkańców ziemi i każdy powinien coś poświecić. No krew się we mnie zagotowała. A, że jestem góralką to zagotowała się tak, że spokojnie topiłaby plastik. Zapomniałam o regule “3 głębokie wdechy” i skomentowałam. Wiele firm się przebranżowiło. Materiały, nici, igły, maszyny – to wszystko nie wisi na drzewach. Czemu opisuję Wam tą sytuację? Bo mam wrażenie,że serio mamy problem z tym, że ktoś może zarabiać na swoich produktach. Sami tego chcemy, ale nie akceptujemy, kiedy ktoś to robi. I teraz powiedzcie mi dlaczego? Jak to jest? Skąd się to wzięło? Dlaczego zamiast skupić się na pogłębianiu swoich umiejętności, wymyślaniu własnych produktów skupiamy się na mordowaniu przedsiębiorczości innych? Ostatnio wpadłam w jakiś viral YouTuba. Wyświetlenia mi skoczyły, a komentarzy hejterskich przybyło. Całe szczęście już się na nie uodporniłam, ale mimo wszystko z każdym takim komentarzem myślę sobie: “borze zielony Justyna – po cholerę Ci ten kanał skoro tak źle to robisz?” A potem przychodzi opamiętanie i przypomnienie – dla tych, którzy chcą się uczyć, dla tych, którzy kochają rękodzieło, mają pasję. Szukają czegoś co im pomoże w ciężkim czasie. Dla nich. I wiem, że treści, które tworzę są wartościowe, bo stale pogłębiam swoje kompetencję by tak było.

Fot: Krzysztof Ochman

Odpowiadając na pytanie – dlaczego sami się nie rozwijamy, a komentujemy innych?

Nie wiem, nie rozumiem. Ale powiem jedno – prędzej czy później to w nas trafi. Sami sobie psujemy krew, sami poświęcamy czas na niepotrzebne dyskusje zamiast pomyśleć co zmienić w swoim działaniu. W którą stronę się rozwijać i co z sobą zrobić żeby to pod naszymi postami było morze komentarzy. Piszę ten tekst o 3 w nocy. Nieco poirytowana, trochę smutna, a jednocześnie pełna nadziei, że się rozniesie i trafi do naszych sumień. Jesteśmy rewelacyjną grupą. Pasja łączy nasze serca. Także apeluję – nie bądź dzbanem! Nie chciej być żadną z osób wymienionych w tych 5 punktach. Chcesz zarabiać? Stwórz sobie plan biznesowy. Zastanów się na czym Ci zależy, co jest Twoją mocną stroną. jak możesz wykorzystać swoje zdolności. Robisz to dla pasji? Jeszcze lepiej – wspieraj innych rękodzielników. Służ im radą i doświadczeniem. To wszystko do Ciebie wróci. Ze zdwojoną siłą i mocą. Wszystko będzie lepsze, kiedy zaczniemy się wspierać. Skąd to wiem? A no stąd, że od lat znam to środowisko. Od lat pracuję z pasart.pl, który skupia wokół siebie fantastyczną społęczność. Od lat spotykam się z rękodzielnikami, przeprowadziłam ogrom warsztatów, prowadzę kanał na YT i po prostu Was znam. Każdemu może odwalić, każdy może mieć gorszy dzień, ale może zamiast komuś dowalić warto albo nie skomentować, albo dodać mu sił?

Fot: Krzysztof Ochman

A teraz z przymrużeniem oka – obiecałam, że powiem jak nie być dzbanem. Kilka sposobów:

  • chcesz coś chamsko skomentować? Zanim to zrobisz wstań i walnij 20 przysiadów, 10 pompek i 30 pajacyków. A potem leż na podłodze i pilnuj żeby znów zacząć oddychać – sprawdzone, działa.
  • chcesz coś chamsko skomentować? Wyjdź na spacer, pooddychaj maseczkowym powietrzem pod blokiem – jak wrócisz zrozumiesz, że w sumie to już Ci się nie chce.
  • chcesz coś chamsko skomentować? Idź do lasu i przytul się do drzewa, które odda Ci trochę swojej pozytywnej energii – ono wie lepiej co jest w życiu ważne.
  • chcesz coś chamsko skomentować? Zadzwoń do mamy, taty, przyjaciela, męża, kochanka – kogoś kto dobrze na Ciebie działa. Po usłyszeniu jego/jej miękkiego głosu zrozumiesz, że już nie chcesz.
  • chcesz coś chamsko skomentować? Pogłaszcz dziecko, kota, psa, szczura, chomika, albo mięciutki kocyk jeśli nie masz nic co żyje w Twoim domu (roztocza i grzyby się nie liczą). Głaskanie pomaga – wierzcie mi.
  • chcesz coś chamsko skomentować? Przypomnij sobie jak wkurza Cię czasem szef, koleżanka w pracy czy wstrętna ciocia, która zawsze wie wszystko lepiej – no przecież nie chcesz być jak oni?
  • i w końcu – jeśli wszystko zawiodło, a Ty dalej dychasz, to ostatni punkt – odwołaj się do swojego sumienia – co Ty byś poczuła, gdyby ktoś tak skomentował Ciebie? To powinno rozwiązać problem bywania czasem dzbanem.

I żeby nie było. Ja też nim bywam. Nie jestem oazą spokoju i lilią na gładkiej tafli jeziora, ani tybetańskim mnichem. Niemniej pracuję nad sobą. Wam też polecam.

I jeszcze pytanko.

Jak to u Was wygląda? publikujecie swoje zdjęcia. Spotykacie się z takimi komentarzami czy macie wsparcie w grupie? Macie problemy z wycenami, sprzedażą, rozwojem? Porozmawiajmy o tym. Dajcie znać w komentarzach. Jestem mega ciekawa Waszych historii. A przy okazji – nigdy tego nie robię, ale tym razem tak. Jeśli uważasz, że ten tekst jest ważny i powinien trafić do ludzi – udostępnij go proszę. 

Całuję czule <3

Justyna

PS. Gównoburza i dzban to młodzieżowe słowa roku 2017 i 2018. Mam nadzieję, że mi wybaczycie 🙂

Czytaj również ...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.